niedziela, 4 listopada 2012

TATRY Trip - 2006

Tatary....to jeszcze nic...Tatry rowerem!!!! To już coś :)
Tym razem coś z przeszłości. Rok 2006, środek studiów i wymarzony wypad w wielkie górki!!!
Oczywiście naszymi polskimi niezastąpionymi liniami kolejowymi...

Niestety jakość zdjęć nie zachwyca. Pierwszy aparat cyfrowy kupiony za studenckie pieniądze nie należał do profesjonalnych.

Sam wyjazd zresztą był dosyć spontaniczny. Siostra przyjechała z Niemiec i oznajmiła mi, ze jedzie do Zakopca z koleżanką, tak na spontan, bez planowania, to ja jej na to, że jadę z nim i z moim bajkiem :) Bez  większego planowania, większych przygotowań, większych treningów, większych pieniędzy.

Wyjazd ze stacji Biłgoraj 6:00 rano z przesiadką w Krakowie do Zakopanego może nie należy do najwygodniejszych. Oj strasznego kaca miałem, bo wróciłem o 4:00 dopiero do domu po libacji na boisku :) Bryknołem jeszcze piwko przed wyjazdem i dawaj !!!:)

...różne koleje losu...
Wypad niedługi, bo tylko na dwa noclegi, czyli  jeden cały dzień na jeżdżenie.
Rowerek stać musiał w ostatnim przedziale lub pierwszym. Więc musiałem mieć na każdej stacyji oko na niego.

Jak zajechaliśmy styknęliśmy się z Gosi koleżanką z Niemiec i znaleźliśmy miejscówkę. Zaraz po rozpakowaniu ruszyłem trochę pokręcić się po okolicy z myślą że spotkam jakąś ekipę i się do nich podłącze, bo nie bardzo byłem przygotowany jeżeli chodzi o trasy. Ku mojemu zdziwieniu rowerzystów było jak na lekarstwo!!!! Minąłem jednego freerajdowca i parę dzieciaków..i tyle... :( Wróciłem na chatkę i zacząłem rozmyślać nad trasą.... Dziewczyny wybrały ekstremalne (jak się później okazało :) piesze szlaki turystyczne, a ja postanowiłem uderzyć jedną z nielicznych ścieżek rowerowych (jakie miałem na zakupionej mapie, bo na inne szlaki jest zakaz wjazdu rowerami) na Gąsienicową Hale do schroniska Murowaniec. 

Jak pomyślał tak i zrobił. Pogoda już podczas jazdy do Zakopca nie dawała zbytnich szans na rewelacje, ale z rana wyszło słoneczko i widoki były piękne chociaż podłoże mokre i śliskie. Dojechałem do punktu gdzie zaczynała się trasa podjazdowa i gdzie trzeba było opłacić bilecik.

Krótki opis trasy (http://www.tpn.pl/pl/zwiedzaj/turystyka/news/88/Turystyka-rowerowa) :

Dolina Suchej Wody - schronisko Murowaniec na Hali Gąsienicowej




Pokaż Tatry Trip - 2006 na większej mapie

Przebieg: Trasa prowadzi czarnym szlakiem turystycznym, który wiedzie z Brzezin do schroniska Murowaniec na Hali Gąsienicowej. Dla rowerzystów udostępniony na całej tej długości. Trasa na całej długości przebiega lasem, dopiero sprzed schroniska roztaczają się piękne widoki na otoczenie Hali Gąsienicowej. Schronisko Murowaniec jest najwyższym punktem na terenie Parku, do którego można dotrzeć na rowerze.
Długość: Ok. 6.4 km.
Wysokość npm: Początek - ok. 1006 m
n.p.m.,  koniec - ok. 1505 m n.p.m.
Rodzaj nawierzchni: Szeroka droga o kamienistym podłożu.
Trudność: Najtrudniejsza trasa rowerowa na terenie Parku. Wymaga, oprócz posiadania roweru górskiego, dużej umiejętności jazdy terenowej. Trudności wynikają z kamienistego podłoża, długości oraz przewyższenia trasy.
Kobieta sprzedająca bilety troszkę dziwnie się na mnie i na mój rower popatrzyła,stwierdziła, że jest jakieś 5 km ekstremalnego podjazdu....no myślałem że parsknę ze śmiechu :) ekstremalny podjazd :) 
Noi ruszyłem...nieświadom niczego... ruch na trasie ze względu na wczesną dość porę był skromny... Trasa delikatnie mówiąc przejebana!!! 500 m przewyższenia na 6,4 km trasie, cały czas po kamieniach!!! mokro ślisko!!!! 


Trochę retro :)
Dojechałem do schroniska...bo co tu opisywać... parę grupek ludzi się obozowało i przygotowywało do ruszenia dalej. Mi to nawet nie pozwolili wnieść roweru do środka schroniska żeby móc, pijąc ciepłą czekoladkę, spoglądać na niego!!!!! 
Jak siedziałem na zewnątrz przewodnik jakiejś grupy zaczął o mnie nawijać : "o widzicie państwo tu mamy mocny rower i mocnego zawodnika...gdyż wybral najtrudniejszą trasę w Tatrach.....ja w swoich czasach również...."...trochę czułem się jak małpa i wcale nie dlatego, że akurat wtedy jadłem banana, brakowało tylko żeby zaczeli podchodzić i mnie dotykać lub kijem trącać.
...no mnie ogarnęło zdziwienie że to był najtrudniejszy podjazd, gdzie przede mną rozpościerają się takie wysokie góry a ja może dopiero w połowie ich wysokości!!! Ale niestety tak, to był już koniec szlaku... wszędzie dalej (czt. wyżej) był zakaz jazdy rowerem!!!

Widok na coś, gdzie mi nie wolno jechać :(

Ale co tam... Pełen wiary, że się uda, ruszyłem na kozaka jakimś szlakiem dalej, bodajże na Kasprowy. 

Tak mniej więcej dalej wyglądała trasa.

Dopiero początek targania bajka, więc i uśmiech jest.

Ładnie...ale nie na rower...

Niestety, paru set metrach niesienia roweru... zawróciłem... :( i zjechałem tymi kamieniami z powrotem. 
Gdyby nie to że mało co mi łap nie urwało to był by miły zjazd :) Ludzie mi z drogi schodzili nie dlatego, że szybko mknąłem...jak błyskawica...tylko dlatego że jechałem jakbym wiózł kupę brzęczącego metalu na taczkach :) Ale trafił się jakiś typ który mi strzelił parę fotek:)::::):) 

Dobrzęczałem się na sam dół i ruszyłem ulicą na Łysą Górę, na przejście ale że nie wziąłem dowodu (bo myślałem, że zostawiłem w domu a tak nie było)....ruszyłem na Morskie Oko. 
A tu znowu zonk!!! Trasa od samego parkingu zamknięta dla rowerzystów!!!! Nosz kurwa mać!!!!!!! Zjadłem szaszłyka i powrót do Zakopca!!!! I wtedy to już nawet pogoda nie wytrzymała!!! 
Jak byłem w samym środku lasu urwała się chmura!!! A tam takie błoto!!!! Ale nic tam :) Fajny motyw miałem zaraz po wyjechaniu już po deszczu z tego lasu :) Zaliczyłem na łące na zboczu jakiś 50 metrowy ślizg :) Już myślałem, że się nie zatrzymam :) , lecz szybki kontrolowany przechył na jeden z boków ratuje sytuację :).

Rzut oka na to czego się nie udało zdobyć.

Na drugi dzień z bólem stwierdziłem że nie dam rady wyruszyć znowu rowerem :(
Wszystko mokre... rower w proszku... pogoda niepewna.... troszkę mi się przysnęło ....:(:(:(:( 
Więc ruszyłem z dziewczętami na piechtę po górkach pośmigać.

Takim szlakiem się bryknąć :) marzenie... widoki z pieszej wycieczki...




Ogólnie warto jeszcze raz pojechać, ale jeszcze bardziej warto się od takiego wyjazdu przygotować logistycznie :)
No ale, jak na spontan to i tak nieźle wyszło, chociaż i tak jak dla mnie na rower to bardziej Bieszczadki niż Taterki !!!


2 komentarze: