czwartek, 7 lutego 2013

Roztoczański - Szczebrzeszyn - 2006


Archiwalne fotki, archiwalny tekst, archaiczny aparat J
Wakacje – bodajże po 3-cim roku studii... Piękne czasy swobody i dobrej kondycji.
Raczej fotorelacja to to nie jest... ale wspomnienia pozostają jakby to było wczoraj.

Oryginalny tekst z 2006 roku - „Ciekawy trip, gdyż pierwszy raz jechałem na nowym siodle i w butach zatrzaskowych. Było trochę problemów ale dałem radę, raz się wpieprzyłem w wode na źródełkach:).
Siodło spisało się idealnie zrobiłem jakieś 90 kilo a tyłek lekko tylko bolał, ale nie tak jak na tamtym !!!


Wziołem mapę i z zamiarm przejechania szlaku przez Roztoczański wyruszyłem do Zwierzyńca szosą, żeby było szybciej.
Po dotarciu do Zwierzyńca ruszyłem zielonym szlakiem zaczynającym się koło zalewu RUDKI. 


Początek beznadziejny !!! Wszystko zarośnięte !!! Później się przetarło, jak przejechałem pare set metrów w totalnj gęstwinie i przedarłem się przez zwalone drzewa !!! Jakiś tam zjazd był ale ogólnie to płasko jak cholera, a oznakowanie pozostawia duzo do życzenia !!!... bo się w końcu zgubiłem, a nie byłem nawet w połowie szlaku !!!
Wyjechałem w Bodaczowie jak się jedzie na Zamość, więc nie myslać dużo wykręciłem na Szczebrzeszyn. Na placu głównym jak się objadałem sezamikami, podbili do mnie dwaj bajkerzy zza Zamościa, na raczej freerajdowych maszynach i troszki pogadaliśmy. Powiedziałem im, że wybieram się na te wąwozy, z których jak się zczaiłem oni własnie wrócili, gdyż są piękne i jest ich sporo w okolicy, na co oni polecili mi żebym nie zjeżdżał pierwszym zjazdem, tylko go minął i pojechał drugim, jakiś lepszy podobno. Noi ostrzegli mnie żebym uważał na psy koło żółtego budynku :)
Po chwli ruszyłem...minąłem pierwszy zjazd i zatrzmałem się żeby coś pokamerować:) A zatrzymałem sie jak się w krótce zczaiłem na wprost tego żółtego budynku:):) Minęła tylko chwilka, a pieski już leciały w moją stronę:)...(dwa wielkie wilczury:)


...umknąłem im...


chwilkę odsapnąłem i pojechałem dalej...trafiłem na zjazd ale nie ten co mi chlopaki o nim opowiadali (ale też był fajny), następnie piękny odcinek wąwozem, a później na orientacje aż do głównej uliny i na Czarnystok w stronę domu gdyż już późno było i się ściemniać zaczęło.
Wykręciłem jakimś szlakiem przez lasy na Rapy Dylańskie i wyjechałem koło Trąby. Później chwilka pod blokeim z chłopakami, dom i z powrotem pod blok na piwko:):):):)
I tak oto wykreciłem w ciekawy spsób prawie 90 kilo::):):):):)”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz